poniedziałek, 3 lutego 2014

Bylejakość to nie jakość!


           Jako jeden z odbiorców dostępnych na rynku usług lub produktów dochodzę do wniosku, że bylejakość jest obecna w wielu miejscach...
           Bylejakość zaszczyca swoją obecnością gabinety lekarskie, ”siedzi” obok lekarza i... odnoszę wrażenie, że „podpowiada”, co dany specjalista ma począć z problematycznym pacjentem. Jako że potrzebowałam kilkakrotnie pomocy rozmaitych medycznych profesjonalistów, w większości przypadków bylejakość jako pierwsza „zapraszała” mnie do gabinetu i w bardzo krótkim czasie ”usiłowała” „znaleźć” odpowiednie antidotum Bezskutecznie.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek - to są tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków”, świadczy o tym, iż są jednak zakątki, do których bylejakość nie ma wstępu.
           Bylejakość wkracza za mną do „renomowanego” salonu fryzjerskiego. Dobre opinie na stronach WWW, 5 gwiazdek na 5, sprawiają, że udaję się do „mistrza nożyczek”. Wita mnie nienagannie ubrany fryzjer, z uśmiechem na twarzy pyta, ”czy życzę sobie kawę, herbatę? Siadam na fotelu… zaczyna strzyc. Mija 60 minut, patrzę w lustro i... z trudem rozpoznaję swoje odbicie. Okazało się że strzyżenie wykonał fryzjer którego pseudo brzmi: bylejakość. Płacę, wychodzę, wyglądam gorzej niż przed metamorfozą. Bylejakość szykuje się do następnego cięcia.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Idę do sklepu z ekskluzywną i nowoczesną porcelaną. Wszędzie zauważam karteczki z napisem: „towar podaje sprzedawca”. Czytam te słowa i nawet rozumiem ich treść, więc grzecznie pytam osobę która stoi za ladą, czy mogłaby mi pokazać filiżankę, którą wcześniej sobie upatrzyłam. Dopytuję również o cenę produktu. Do moich uszu dociera bełkot, wybuch niezadowolenia. Pada słowo: - NIE! Okazało się, że obsługuje mnie bylejakość, która słabo wypada w kontakcie z klientem. Zamykam drzwi tego ekskluzywnego sklepiku.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
            Teraz scenka u „krawcowej”. Ważne przedsięwzięcie -  projektowanie sukni ślubnej, a później jej wykonanie. Krawcowa „bierze miarę”, zapisuje liczby do zeszytu, nalega na zaliczkę:
            - Bo inaczej nic nie będę mogła zrobić!
            Nie mamy materiałów. ale mamy pobraną miarę. Przymiarka jedna, druga, trzecia, zrobiony tylko wykrój. Minęło 6 miesięcy, a przyszłą Pannę Młodą dalej „ubiera” wykrój. Mijają kolejne tygodnie, praca na pełnych obrotach, tylko dalszej koncepcji brak ze strony doświadczonej krawcowej. Projektu sukni podejmuje się mama Panny Młodej. Ocaliła córkę od byle jakiej kreacji.
            To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Kontynuując tematykę ślubną....
           Zlecam usługę fotografowi. Życzę sobie pakiet maksymalnie 500 zdjęć, może trochę mniej. Będzie nawet sesja plenerowa. Tu też warunkiem wykonania usługi była dość wysoka wpłata, zatem... wpłacam. Dzień ślubu, jest człowiek, jest aparat, jest błysk. Jest zdjęcie, kolejne i następne, aż do nocnych godzin. Kilka dni później sesja plenerowa. Biała suknia ma dwa dodatkowe kolory - intensywną zieleń i... odcienie szarości, a pan młody po dzień dzisiejszy czyści swój garnitur.
           Po wystąpieniu w plenerze młodzi wracają zadowoleni, w kilka dni odbierają zdjęcia. Pamiątkę, którą do tej pory skrzętnie ukrywają przed rodziną i znajomymi. Bylejakość okazała się fotografem.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Dzień imienin... Jestem w kwiaciarni, wybieram kwiaty. Wiązanki nie są... jakby to młodzież powiedziała: „powalające”, ale staram się „coś” wybrać. Podchodzę do regału, widzę kwiaty doniczkowe, jako że wiązanki nie kusiły ani wyglądem ani zapachem. ”Postawiłam” na doniczkowca. Płacę, zamykam drzwi. Roślina pogubiła liście i kwiaty - wszystko wskazuje na to, że na imieniny kupiłam sobie ”wiechcie”. Dobrze, że przynajmniej doniczka w ręku została.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Następna sytuacja w galerii. Chcę kupić piękny obraz - jest "Ą i  Ę", tylko dzieł sztuki brak. Kilka obrazów  powieszonych na ścianach -teraz Ci, którzy nie mają talentu uprawiają  sztukę współczesną, nawet farbkami malują i pędzelkiem machają. Pani, która prowadzi galerię, ujawnia cenę obrazu. Jedyne 3 tysiące. To cena w zasięgu możliwości. Kobieta wciska mi przysłowiowy kit, mówiąc:
           - Mam coraz młodszych klientów...
           Wszystko wskazuje na to, że na kupno obrazu za tak niewielką cenę, którą tworzą trzy zera z trojką na początku, stać nawet gimnazjalistę. Tylko, żeby to nie był obraz byle jaki.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Od 2 miesięcy mam problem w kuchni. Szafka "karuzela" przestała się kręcić, część garów więzi w swoim wnętrzu, te mniejsze wydostałam, używając własnej siły. Większe nie przeszły przez szczelinę. Dzwonię do fachowca: - "Nie, nie Pani, ja Ci tego nie zrobię... za daleko... a poza tym mam inną robotę". Prosty przekaz mobilizuje mnie do dalszego działania. Wrzucam w google kilka słów.
           O... znalazłam następnego znawcę do tzw zadań specjalnych. Dzwonię... wow! Odezwał się facet po drugiej stronie: - "Obecnie przebywam w innej części Polski, proszę zadzwonić później". Zatem dzwonię później, czyli po tygodniu, dwóch i co się okazuje... Telefon odbiera kobieta, udziela mi cennej informacji: - "Pomyłka". Rozłączam się, a gary dalej uwięzione.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           To tylko kilka przykładów z mojego życia wziętych. Jak to możliwe, że przy tak ogromnej konkurencji bylejakość jest tak wysoko ceniona?
           … Ale są zakątki do których bylejakość nie ma wstępu ...


***