wtorek, 26 sierpnia 2014

Relacja z koncertów "Gitarą i Piórem"( 2014)

Tym razem będzie tylko piórem:)w dodatku wirtualnym, na wirtualnym
papierze:)By tradycji stało się zadość rozpocznę opis swoich przeżyć
znanymi słowami:

A jeśli dom będę miał,
To będzie bukowy koniecznie,
Pachnący i słoneczny.
Wieczorem usiądę - wiatr gra,
A zegar na ścianie gwarzy.
Dobrze się idzie panie zegarze,
Tik tak, tik tak, tik tak.
Świeca skwierczy i mruga przewrotnie,
Więc puszczam oko do niej,
Dobry humor dziś pani ma,

Szukam, szukania mi trzeba,
Domu gitarą i piórem,
A góry nade mną jak niebo,
A niebo nade mną jak góry

I w piątek i w sobotę wszyscy zebrani na Stoku Lodowiec wraz z organizatorami
wyśpiewywali te zdania, rozpoczynając swoją pierwszą/kolejną (w moim
przypadku 3)przygodę z poezją śpiewaną. Dziś poezja zamieniła się w
prozę (życia), ale wspomnienia pozostały.
Oto i one:
Jest noc. Zegar wybija godzinę 19:00. Na stoku "Lodowiec" stoi scena,
przed nią gromadzą się ludzie, małe byty w porównaniu do gór,
otaczających miejsce poetyckiego spotkania. Ale wraz z nimi  przybyły i
przybywający pierwiastek ludzki odbiera płynące dźwięki i...słowa,
kruszące skały zapewne nie tylko te górskie.
Scena, muzyczna arena. To właśnie w nią wbiły się wszystkie oczy
sierpniowych gości. Ośmiu rożnych wykonawców, a raczej wykonawczyń:)
ze swoim stylem, z rozmaitym dorobkiem, z odmiennym "czuciem"muzyki, z
innym postrzeganiem i definiowaniem świata. Odmienność powoduje, że
każda z Pań ma swoją tożsamość. Wokal kojącej Antoniny Krzysztoń
optymistycznej Anny Treter, Agaty Ślazyk, temperamentnej Katarzyny Groniec
i dynamicznej Agnieszki Chrzanowskiej spowodował, że nawet deszcz nie
był straszny. Tak tak! Krople deszczu też wybijały muzykę, znaną w
"Krainie Łagodności".
Sceniczne światła, to one tańczyły w rytm muzyki. Zmieniały się
dopasowując do jej tempa. Gra światła - instrumentów - kobiecych
głosów i szeptów natury wywołały  dreszcze i emocje. Radość,
optymizm, zachwyt, smutek, wzruszenie, były też chwile grozy (doskonale
napięcie muzyczne buduje Kasia Groniec)
Rytm. Nie tylko wybija deszcz. Nie tylko "tańczą" światła. Nieśmiało
ruszają się liście pobliskich drzew i ...publiczność:)Nawet  Wielki
Wóz przemierzył kawałek nieba.
Poezja. Pamięć. Historia. Barbara Figurniak.Niezwykłe wykonanie pod
osłoną nocy trudnej, ale pięknej i przejmującej poezji Krzysztofa
Kamila Baczyńskiego. Właśnie tak popularyzuje się piękno. Ożywia
bogaty dorobek naszej kultury.
Takimi słowami wyrażam to, co przeżywam już od 3 lat. Warto poszukiwać
siebie wśród poezji śpiewanej. Warto się nad nią pochylić i otworzyć
uszy duszy.

wtorek, 25 lutego 2014

...

Zapomniana gitara, wydaje znajome dźwięki
na pięciolinii zawisł uśmiech, smutek i sentyment, 
każdy akord przywołuje niezapomniane chwile
wygrywane na gitarze, wyryte w umyśle.
 
A serca choć podzielone na części - jednak każde z nich bije,
wraz z muzyką tchną życie w niejedno obce ciało
ale z perspektywy czasu to będzie zawsze za mało.

Zapomniana gitara ma pudło gryf i struny magiczne, 
paluszkami porusza po nich ludzka Inspiracja. 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Bylejakość to nie jakość!


           Jako jeden z odbiorców dostępnych na rynku usług lub produktów dochodzę do wniosku, że bylejakość jest obecna w wielu miejscach...
           Bylejakość zaszczyca swoją obecnością gabinety lekarskie, ”siedzi” obok lekarza i... odnoszę wrażenie, że „podpowiada”, co dany specjalista ma począć z problematycznym pacjentem. Jako że potrzebowałam kilkakrotnie pomocy rozmaitych medycznych profesjonalistów, w większości przypadków bylejakość jako pierwsza „zapraszała” mnie do gabinetu i w bardzo krótkim czasie ”usiłowała” „znaleźć” odpowiednie antidotum Bezskutecznie.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek - to są tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków”, świadczy o tym, iż są jednak zakątki, do których bylejakość nie ma wstępu.
           Bylejakość wkracza za mną do „renomowanego” salonu fryzjerskiego. Dobre opinie na stronach WWW, 5 gwiazdek na 5, sprawiają, że udaję się do „mistrza nożyczek”. Wita mnie nienagannie ubrany fryzjer, z uśmiechem na twarzy pyta, ”czy życzę sobie kawę, herbatę? Siadam na fotelu… zaczyna strzyc. Mija 60 minut, patrzę w lustro i... z trudem rozpoznaję swoje odbicie. Okazało się że strzyżenie wykonał fryzjer którego pseudo brzmi: bylejakość. Płacę, wychodzę, wyglądam gorzej niż przed metamorfozą. Bylejakość szykuje się do następnego cięcia.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Idę do sklepu z ekskluzywną i nowoczesną porcelaną. Wszędzie zauważam karteczki z napisem: „towar podaje sprzedawca”. Czytam te słowa i nawet rozumiem ich treść, więc grzecznie pytam osobę która stoi za ladą, czy mogłaby mi pokazać filiżankę, którą wcześniej sobie upatrzyłam. Dopytuję również o cenę produktu. Do moich uszu dociera bełkot, wybuch niezadowolenia. Pada słowo: - NIE! Okazało się, że obsługuje mnie bylejakość, która słabo wypada w kontakcie z klientem. Zamykam drzwi tego ekskluzywnego sklepiku.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
            Teraz scenka u „krawcowej”. Ważne przedsięwzięcie -  projektowanie sukni ślubnej, a później jej wykonanie. Krawcowa „bierze miarę”, zapisuje liczby do zeszytu, nalega na zaliczkę:
            - Bo inaczej nic nie będę mogła zrobić!
            Nie mamy materiałów. ale mamy pobraną miarę. Przymiarka jedna, druga, trzecia, zrobiony tylko wykrój. Minęło 6 miesięcy, a przyszłą Pannę Młodą dalej „ubiera” wykrój. Mijają kolejne tygodnie, praca na pełnych obrotach, tylko dalszej koncepcji brak ze strony doświadczonej krawcowej. Projektu sukni podejmuje się mama Panny Młodej. Ocaliła córkę od byle jakiej kreacji.
            To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Kontynuując tematykę ślubną....
           Zlecam usługę fotografowi. Życzę sobie pakiet maksymalnie 500 zdjęć, może trochę mniej. Będzie nawet sesja plenerowa. Tu też warunkiem wykonania usługi była dość wysoka wpłata, zatem... wpłacam. Dzień ślubu, jest człowiek, jest aparat, jest błysk. Jest zdjęcie, kolejne i następne, aż do nocnych godzin. Kilka dni później sesja plenerowa. Biała suknia ma dwa dodatkowe kolory - intensywną zieleń i... odcienie szarości, a pan młody po dzień dzisiejszy czyści swój garnitur.
           Po wystąpieniu w plenerze młodzi wracają zadowoleni, w kilka dni odbierają zdjęcia. Pamiątkę, którą do tej pory skrzętnie ukrywają przed rodziną i znajomymi. Bylejakość okazała się fotografem.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Dzień imienin... Jestem w kwiaciarni, wybieram kwiaty. Wiązanki nie są... jakby to młodzież powiedziała: „powalające”, ale staram się „coś” wybrać. Podchodzę do regału, widzę kwiaty doniczkowe, jako że wiązanki nie kusiły ani wyglądem ani zapachem. ”Postawiłam” na doniczkowca. Płacę, zamykam drzwi. Roślina pogubiła liście i kwiaty - wszystko wskazuje na to, że na imieniny kupiłam sobie ”wiechcie”. Dobrze, że przynajmniej doniczka w ręku została.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Następna sytuacja w galerii. Chcę kupić piękny obraz - jest "Ą i  Ę", tylko dzieł sztuki brak. Kilka obrazów  powieszonych na ścianach -teraz Ci, którzy nie mają talentu uprawiają  sztukę współczesną, nawet farbkami malują i pędzelkiem machają. Pani, która prowadzi galerię, ujawnia cenę obrazu. Jedyne 3 tysiące. To cena w zasięgu możliwości. Kobieta wciska mi przysłowiowy kit, mówiąc:
           - Mam coraz młodszych klientów...
           Wszystko wskazuje na to, że na kupno obrazu za tak niewielką cenę, którą tworzą trzy zera z trojką na początku, stać nawet gimnazjalistę. Tylko, żeby to nie był obraz byle jaki.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           Od 2 miesięcy mam problem w kuchni. Szafka "karuzela" przestała się kręcić, część garów więzi w swoim wnętrzu, te mniejsze wydostałam, używając własnej siły. Większe nie przeszły przez szczelinę. Dzwonię do fachowca: - "Nie, nie Pani, ja Ci tego nie zrobię... za daleko... a poza tym mam inną robotę". Prosty przekaz mobilizuje mnie do dalszego działania. Wrzucam w google kilka słów.
           O... znalazłam następnego znawcę do tzw zadań specjalnych. Dzwonię... wow! Odezwał się facet po drugiej stronie: - "Obecnie przebywam w innej części Polski, proszę zadzwonić później". Zatem dzwonię później, czyli po tygodniu, dwóch i co się okazuje... Telefon odbiera kobieta, udziela mi cennej informacji: - "Pomyłka". Rozłączam się, a gary dalej uwięzione.
           To nie jest rozgoryczenie ani próba oczerniania kogokolwiek, to tylko moje wnioski, a sformułowanie „w większości przypadków” świadczy o tym, iż są jednak zakątki do których bylejakość nie ma wstępu.
           To tylko kilka przykładów z mojego życia wziętych. Jak to możliwe, że przy tak ogromnej konkurencji bylejakość jest tak wysoko ceniona?
           … Ale są zakątki do których bylejakość nie ma wstępu ...


***

czwartek, 30 stycznia 2014

Z myśli wzięte



Każdy poranek witam uśmiechem. Dopiero później otwieram oczy i wstaję z łóżka. Potem wyglądam przez okno. I najpierw w taki sposób nawiązuję łączność ze światem rzeczywistym.
Widzę krętą dróżkę wzdłuż której płynie wąska rzeczka. Tuż przy niej znajdują się drzewa różnych gatunków, ale każde z nich jest piękne - bo odmienność także w przyrodzie wzbudza zainteresowanie i podziw. W oddali widoczny mały domek z czerwonym dachem. Otacza go skromne ogrodzenie składające się z kilku drewnianych belek. Przed chatką ogródek z kolorowymi, zadbanymi rabatkami. Poruszające się w rytmie wiatru maki z chabrami tworzą wyjątkową niebiesko-czerwoną scenerię.
 Ogniska domowego pilnie strzeże owczarek niemiecki, wydaje się być całkiem miły - z daleka. Za tym małym budyneczkiem wznoszą się góry. A nad nimi już tylko zawisło niebo. Jeszcze chwilę sycę moje oczy niepowtarzalnym widokiem. I doceniam to, że  widzę.
Wychodzę na zewnątrz. Teraz i ja wkomponowałam się w powyżej opisaną scenerię stanowiąc  jeden z jej żywych elementów. Nasłuchuję - słyszę śpiewające ptaki. W miarę upływu czasu śpiewaków jest coraz więcej. Nie potrafię żadnego z nich nazwać. Ale słucham  i patrzę na tych małych artystów, którym akompaniuje wiatr. Tańczę do tej muzyki ciszy, a wraz ze mną kołyszą się drzewa. Słyszę ruch każdego listka, wraz z nim dociera do mnie jak ważne jest to, że słyszę.
Zmierzam w kierunku rzeczki. Jej czysta woda niesie moje odbicie, które po chwili zmienia rysy i kształty. Wciąż jestem tą samą osobą. Uzmysłowiłam sobie, że to niesamowite móc samemu docierać w takie miejsca. Jak istotne jest to, że chodzę bo nogi zawsze doniosą mnie dokąd zechcę. Teraz stoję nad rzeczką, ale za chwilę będę na jednym z górskich szczytów. Z innej perspektywy będę oglądała świat.
Podczas obcowania z naturą, odbieram rozmaite zapachy. Teraz czuję zapach jesieni. z tego też tak bardzo się cieszę.
A moje serce? Ono nie tylko pełni funkcję biologiczną. Jest szeroko otwarte na ludzi i zwierzęta.
Wchodzę do tego małego domku, położonego u podnóża gór. Groźny owczarek zmienia się w łagodnego psa, nie odstępuje mnie na krok. Moje dłonie głaszczą jego lśniącą sierść, a swoje oczy -wbijam w jego, jakże mądre, ciemne oczka. Gospodynię całuję w policzek i wręczam jej jeszcze ciepłe, drożdżowe ciasto. Ona szykuje herbatę, a ja zajmuję miejsce przy stole, przy którym zawsze zwykłam siadać. Herbata i mój wypiek to tylko dodatek do naszych długich rozmów. Jedno ze zdań które do niej kieruję brzmi: Jak dobrze, że świat i ludzi którzy go tworzą potrafię postrzegać sercem.
Wieczorem wracam do swojego domu. Znów patrzę przez okno żegnając kolejny, udany dzień. Z niecierpliwością oczekuję na następny, który znów przywitam uśmiechem.

***

Nocne rozważania


Noc jest moim sprzymierzeńcem, bo jest dla mnie spokojem, niesie mi ukojenie i ciągłą inspirację. Paradoksalnie w nocy widzę więcej niż za dnia..mam bardziej wyostrzone zmysły. Po prostu lepiej czuję.
Pod osłoną nocy potrafię uporządkować swoje myśli, dopiero nad ranem wkrada się do nich lekki chaos wprawiający je w niegroźny wir.
Kiedy cały świat śpi, zaczynam funkcjonować. Od niedawna słyszę nowy dźwięk - to nie jest muzyka ciszy. Ta melodia jest we mnie. Po kilku dniach, a może tygodniach zdałam sobie sprawę, że jest to odgłos bijącego serca. Bijącego inaczej niż do tej pory.
Były momenty w których myślałam, że już wszystko przeżyłam, wszystkiego doświadczyłam, że już wszystko wiem, a historia mojego żywota dość mocno wyryta w świadomości, na pewno nie ulegnie zmianie. Jednak stało się inaczej. Upływający czas dał szansę także mnie, na to by odkryć to, co do tej pory było bardzo głęboko schowane. A może w ogóle nie było znane?
Lubię refleksję zwłaszcza nad sobą, nad swoim istnieniem. Rozpatruję również naturę innych pierwiastków ludzkich, aż w końcu zastanawiam się nad światem nie mogę pojąć prawideł jakie nim rządzą. Wypieram ze swojego umysłu to, co złe, niegodne człowieka i w ten sposób tworzę własną wyimaginowaną, ale za to idealną niezwykle hermetyczną przestrzeń.  Później ruszam w brutalną rzeczywistość nie potrafiąc się w niej odnaleźć.
Znów ciemność skrywa mnie pod swoimi skrzydłami i znów myślę. Choć tym razem uwieczniam moje przemyślenia na papierze. Ponownie  zapada bezgłos, dzięki któremu lepiej siebie słyszę. Siedząc przy oknie w towarzystwie wąskiej strużki światła zaczynam pisać.
Nowy rok zawsze napawa mnie strachem przed tym co ma się wydarzyć. Poza lękiem związanym ze sprawami niedalekiej przyszłości, w podobnym stopniu odczuwam tęsknotę, za tym co już zdążyło się dokonać. Jak to możliwe że tak mocno jestem związana ze swoją przeszłością? Wracam do różnych wspomnień, nawet dziwię się że tyle zdarzeń dobrze pamiętam. Przeszłość jest elementem który nas współtworzy, kształtuje a nawet motywuje do dalszego życia. Przeszłość daje naukę egzystencjalną, zrozumienie i nadzieję. Pokazuje że przyszłość może być inna, lub..nieznacznie inna. To jest kwestia indywidualnych, nieprzypadkowych, przemyślanych  wyborów.
Przemyślanych-ostatnio lubię to słowo, bo rozumiem jego głębszy wymiar.
Mija północ. Na chwilę przerywam swój pisemny monolog. Nieoczekiwanie wpada mi do głowy Kartezjańskie zdanie „Myślę więc jestem”. Przez kilka sekund prowadzę polemikę ze sobą, której konkluzja jest następująca: Gdyby każdy posiadał zdolność myślenia istniałby świat a nie jego atrapa. Pozwoliłam sobie na przyzwoitą parafrazę myśli tego wielkiego starożytnego filozofa :”Nie myślę, ale jestem”. Tylko to jest taki prowizoryczny byt. Znak naszych czasów.
Spoglądam za okno, nikogo nie zauważam, ruch uliczny zamarł. W szybie widzę własne odbicie. Być może jestem jedyną osobą, która nie zapadła jeszcze w głęboki sen. A może jest jeszcze ktoś kto myśli i pisze?
Wracam do niezakończonego wątku. Biorę do ręki częściowo zapisaną kartkę. Ostatnie zdanie brzmi: To jest kwestia indywidualnych, nieprzypadkowych, przemyślanych  wyborów.
Kontynuuję
Na swoje przyszłe losy człowiek ma wpływ, chociażby dlatego że przeszłość nieustannie  instruuje i wypomina to co było złe i chwali to co było dobre. Od przeszłości nie można się odciąć bo jest zbyt ważna. Jeśli ktokolwiek zechce ją wykarczować lub zanegować albo..zignorować, to tak jakby działał przeciw swojej tożsamości..i próbował tworzyć system swoich wartości na czymś co jest złudne i nie ma żadnych podstaw.
Przeszłość „lubi ”przyszłość, bo przyszłość przed nią „nie ucieknie”. Taką myślą nieco oderwaną od kontekstu zakończyłam autorski, skompensowany wywód na temat ciągle „żywych” przeszłych wydarzeń w perspektywie obecnej i następnych lat.
Noc niechętnie ustępuje. Zaczyna się kolejny nowy dzień..ale gdy się ściemni znów będę mieć głowę pełną myśli, a przede mną będzie czysta kartka papieru.

***

Refleksyjny listopad



Wieczorem siedzę w pokoju przy kominku patrząc  w jego żywy ogień. Podziwiam wesołe iskierki. Wokół mnie cisza, słyszę jedynie bijące serce domu czyli zegar. Uświadamia mi on, że czas nie stoi w miejscu.
Pomieszczenie w którym jestem wypełnia zapach herbaty waniliowej. Jest ciepło, przyjemnie i bezpiecznie. W towarzystwie nocy prowadzę dialog z własnymi myślami. Cisza mnie inspiruje a noc – podsłuchuje. Jednak wiem, że to co usłyszy, nikomu nie powtórzy.
Snuję marzenia o wielkiej miłości. Próbuję sobie wyobrazić jakby to było, gdyby wprowadziła się do mojego życia. Na pewno byłoby inaczej. Byłby sens, inna jakość, cel, radość, szczęście, spełnienie.
Później robię życiowy bilans. Do pewnych chwil odnoszę się sentymentalnie, do innych mniej. Analizuję swoje osiągnięcia. Nie było ich dużo, ale mimo wszystko jestem dumna.
Myślę także o zmianach - ale na większość kwestii nie mam wpływu więc nie oczekuję spektakularnych przemian. Czasem stwierdzenie „Każdy jest kowalem swojego losu” traci moc.
Wspominam osoby, które niegdyś obecne były w moim życiu, wpływając na jego kształt. Dziś została po nich żywa pamięć i mądrość, którą przekazuję kolejnym ludzkim istnieniom.
Dziś jest taka refleksyjna noc…

***